Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiek wytrzyma wszystko. Co robić? A i to przed państwem wyznać muszę, że podskarbina, któréj służę, pani dostojna i słuszna, nie tak jak inne niewiasty; więc gdy się przyrzekło stawić, honor każe słowa dotrzymać.
— Niéma co i mówić — poparł woźny. — Słowo się rzekło; debet esse sacrosanctum.
— Tyle tylko, że com miał konno jechać — dodał Serwacy — muszę wozem albo saniami, bo na koniu o jednéj ręce człowiekby sobie rady nie dał.
Na tę mowę powróciła i panna Domicella, ochłonąwszy i zajmując się pilno czémś około stolika. Weszła pocichu, nieznacznie, blada, napozór spokojna i przysłuchiwała się tylko, spojrzéć na Przebendowskiego nie śmiejąc.
Czas się było pożegnać, choć znowu woźny de publicis zagadywał.
Serwusiowi się nie wiodło jakoś z przyniesionym łańcuszkiem; dobył go nieśmiało i trzymał, zawinięty w papiérku.
— Mój dobrodzieju — długo pożuwszy, odezwał się nareszcie do gospodarza — znacie szlacheckie obyczaje. W domu przyjacielskim jakiś czas przebywszy, chciałoby się na odjezdnem choć ubogą pamiąteczkę zostawić po sobie. Niechże i mnie wolno będzie, a za złe niewzięte, gdy malutki gościńczyk pannie Domicelli zostawię, za wiadomością i pozwoleniem rodzicielskiém.
— Ale co znowu? zaco? poco? — ofuknął stary — a to do czego
— Choćby zato, że mi jéj niewinne modlitwy u majestatu Pańskiego pomogły pewniéj, niż cérulicy i doktorowie — dodał Serwacy. — Rzecz licha i mało warta, jak ja, ale z serca dobrego.