Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nie będziemy opisywali podróży utrapionéj, odbytéj na wozie pana Połubińskiego, a potém na płozach, które pod niego podłożyć musiano, dla ogromnych śniegów. Z ciężkością musieli się przez ogromne zaspy przedziérać, w których kilka razy grzęźli i leżeli. Wlekli się, śpiesząc obaj, pomimo dosyć dobrych koni, z powodu téj zimowéj pory i wozu wywrotnego, a ciężkiego nadmiarę, którego Połubiński na drodze porzucić nie chciał, bo go był pono sam zbudował.
Coraz to go musieli ze śniegu windować, wiązać coraz inaczéj, płozy odmieniać i rozszérzać, choć niewiele to pomagało. Zima się stała straszliwie śniéżna, drogi były pozasypywane, pośpiech niemożliwy i, jak Połubiński się wyrażał: „Choć ty, siadłszy, płacz!“
Płacz i siedzenie na nicby się jednak nie zdały. Straszliwie pomęczeni, jak gdyby z pospolitém ruszeniem na Tatarów odbyli wyprawę, dobili się naostatek do Lidy. Tu, gdy się już rozsta-