Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niewolników macie i dziś przy złotéj wolności, bo chłop u nas nie człowiek, a szlachcic w ręku magnata, choć się wolnym mieni.
Na to republikanin nasz, który w starorzymskiéj historyi taki sam widział niemal porządek, jaki istniał w Polsce, inaczéj odpowiedziéć nie umiał, tylko się odwołując do swego prototypu.
— A Grecy i Rzymianie? — zawołał.
— Grecy i Rzymianie, mnie się widzi — rzekł staruszek — gotowali pole, na którém Chrystus miał zasiać ziarno. Inne czasy nadeszły. Nauka Chrystusowa przysposabiała libertacye i coraz je rozszérzała. Kościół i ołtarz, przy których wszyscy zarówno się zbiérali, swobodę zwiastował ludowi, a pana do jéj uznania sposobił nauką swoją. A no, o swobodzie wogóle mówiłem, co trzymam. Piękne to słowo do zagrzéwania umysłów ludzkich i więcéj nic. Vox, vox, praetereaque nihil.
Serwuś podniósł głowę. Pomieścić mu się w niéj nie mogło, ażeby cóś nad owę szlachecką wolność mogło być droższego.
— Swobody, jako żywo — dodał ks. Trzeciak — nigdzie niéma. Boicie się jednego pana, a słuchacie stu gorszych. W respublice lada warchoł rej wodzi, a przeczy mu kto... to go rozsiekać!
Zmilczał Przebendowski, potrzebując wszystko co posłyszał powoli przetrawić w sobie. Był nieco zachwiany. Myśli, które tu usłyszał głoszone śmiało, zupełnie dlań nowe, napełniały go trwogą jakąś i niepokojem.
Argumentów mu przeciwko nim nie stawało; radby je był zbijał, a nie miał czém. Zresztą sumienny człowiek zawahał się sam, czy nie jest w błędzie.