Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i rezolutne, zachwyciło na piérwsze wejrzenie najjaśniejszego pana. Wszyscy prorokują, że wielka i świetna przyszłość ją czeka. Nowa to gwiazda na horyzoncie naszym, któréj wszyscy bić będziemy pokłony. Szczęśliwy Rutowski — westchnął łowczy — który ten nieoszlifowany dyament wynalazł i mógł go ofiarować królowi.
— Ależ mój hrabio — przerwała Przebendowska — król ją wyposaży, wyda za mąż, przyzna i, jak inne swe dzieci, straci z oczów.
Wielki łowczy milczał.
— Król tak się nią zajął, jak nikim oddawna. Był zachwycony! — rzekł po chwili.
Spieglowa nie śmiała się odezwać ani słowa, a wielki łowczy, widząc kobiéty milczące i nieusposobione do rozmowy, wysunął się wkrótce.
We drzwiach prawie minął się z pułkownikiem Bielcke, którego feldmarszałek wysłał był na zwiady do Warszawy. Bielcke, zwykle wesół, pomieszany był i blady. Potwierdził on szczegóły przyniesione przez Sułkowskiego.
— W tém wszystkiém — dodał — tkwi zaród niedobry. Piękna Anusia będzie pod wpływem nieprzyjaciół naszych, a król tak się jéj dał odrazu wziąć, iż wątpliwości niéma, że nad nim panować będzie.
— Córka? — przerwała Przebendowska — wątpię. Byłoby to bezprzykładném.
— Jest-to téż rzecz wyjątkowa — dodał pułkownik. — Nic podobnego nie widzieliśmy jeszcze. Opowiadano mi, że w pałacu posadził ją król przy sobie, tak jak stała, z konia zsiadłszy, do stołu, a gdy śmiałe dziéwczę do niego przepijać zaczęło i niedorzeczności prawić, a po stole o fajkę się dopominało, stary zupełnie oszalał, porwał ją w objęcia, zaczął ściskać i całować i mówią,