Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Powtórzył kilkakroć po francuzku:
Advienne que pourra!
— Ja — odezwał się biskup, którego cała postawa energią wyrażała — ja ani się tak bardzo obawiam przyszłości, ani tak czarno jak drudzy rzeczy nie widzę. Panowie hetmanowie, którzy dobrowolnie skrypt dali, domagają się zwrotu jego. Przyznają się do tego, że z obawy szlachty to czynią. Szlachta z siebie nie krzyczy, lecz poddymaną jest; niech ustaną podżegania, uspokoi się. Dosyć utargowała na sejmie pacyfikacyjnym, aż nadto! Dać więcéj, to znaczy z władzy abdykować, gdzie właśnie władzę krzepić potrzeba. Ustępować i tchórzyć, zły to sposób; im więcéj ustępstw, tém wymagań więcéj. Szukajmy między sobą tych, co szlachtą trzęsą i mącą i niech powiedzą czego chcą, ich rychléj zaspokoimy.
Dziwne spojrzenia padły na biskupa, który oczyma zdawał się szukać i piętnować podżegaczy. Król się widocznie niecierpliwił.
— Dosyć ustępstw — rzekł. — Nietylko Fleming, i ja jestem za użyciem siły. Raz trzeba to skończyć! Fleming zbyt kunktuje.
— Najjaśniejszy panie — odezwał się biskup, który tu zastępował i tłumaczył feldmarszałka. — Może byśmy wistocie nie ulękli się owych stu tysięcy szabel; ale Brandeburczyk czyha na Gdańsk, Elbląg, Toruń i Prusy. Do Gdańszczan się czepia niedarmo; radby jakiegokolwiek pretekstu, aby wtargnąć. Byle najmniejsza u nas zawierucha, będzie z niéj korzystał. Jeżeli wasza królewska mość ufasz przyjaźni Brandeburczyka, omylisz się na niéj. Tam ani rzeczypospolitéj, ani waszéj królewskiéj mości dobrze nie życzą. Najprzód się z téj strony upewnić potrzeba.