Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Niech mama się rozchmurzy, ja tego marsa na jéj ślicznej twarzy nie lubię.
I przysiadłszy się do matki, począł ją całować po rękach, które ona mu wyrwała. Cisnęła sobie skronie i zakrywała oczy.
Dała wreszcie znak, aby o tém nie mówił więcéj. Rutowski posłuszny zamilkł, lecz widząc niezmieniające się smutne i gniéwne usposobienie matki, a nie znosząc twarzy chmurnych, począł już szukać rzuconego gdzieś kapelusza i zabiérał się do wyjścia.
Nagle Spieglowa, prawie płacząc, zarzuciła mu ręce na ramiona.
— Auguście mój! — zawoła błagająco — nie bądź płochym! Wszystko to źle się skończyć musi, a zgryzoty, ból i smutek prowadzi za sobą, Guciu — dodała cicho — proszę cię, porzuć tę nieszczęsną dziewczynę!
Rutowski parsknął śmiéchem.
Chère maman! — zawołał — nie ja ją, to ręczę że ona mnie porzuci. Proszę się nie obawiać o to. Bałamutka z niéj gorsza jeszcze odemnie. Dziś się kochamy jak gołębie, jutro, gdy się na dworze pokaże chevalier de Saxe, Moryś, wszyscy ją będą bałamucili i ona ich wszystkich. To oficer od huzarów w spódniczce!
Rutowski pocałował matkę w rękę.
— Niech się mama nie frasuje i nie martwi — rzekł. — Ja Anuusię oddam królowi, niech z nią sobie robi, co chce. Jestem dla niéj oiseau de pasage, nie myślę o żadnym trwałym stosunku; ale dziś, chère maman, dziéwczę tak urocze, zabawne, że niepodobna nie szaléć dla niéj.
Spieglowa z okrzykiem oburzenia odtrąciła go od siebie.
W zapatrywaniu się na całą tę sprawę pułko-