Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wnemu sprzymierzeńcowi Augusta, w istocie zaś aby mieć powód do wprowadzenia wojsk do kraju. Wciągnął do niéj cesarza Karola VI, króla angielskiego, jako księcia hanowerskiego, i ze strony rzeczypospolitéj przyrzekł dziewiętnaście tysięcy ludzi. Cesarz dać miał szesnaście, Saksonia sześć, Brunświk osiem. Spodziéwał się Fleming. iż postrachem wymoże ratyfikacyą téj umowy na sejmie, lecz sejm spełzł na niczém, z powodu komendy i skryptu, a wrzawa, przekleństwa i oburzenie przeciwko Flemingowi urosły do najwyższego stopnia. Nie miały już miary gniewy na tego, którego „niegodziwym zdrajcą i zbójcą nazywano.“ Nie było w kraju zakątka, gdzieby imienia jego, jako przyczyny wszystkiego zła, nie przeklinano. Król naglił o rozwiązanie, które w warunkach, w jakich się kraj znajdował, było niemożliwe. Fleming czekać kazał, a rzeczy, zamiast się poprawiać, pogorszały, rozdrażnienie wzmagało, dwór tracił najwierniejszych adherentów, odstępujących go ze strachu.
Wszystkie te fakta wielkich rozmiarów, zblizka widziane, rozpadały się na siéć drobnych, niedostrzeżonych intryg i pokątnych knowań. Sprawa kraju, zamiast płynąć majestatycznie jedném wielkiém korytem, rozciekała się tysiącem małych strumyków. Król zabawiał się tymczasem, aby o troskach zapomniéć, według dawnego obyczaju, lecz już nie z dawnym zapałem i ochotą. Przeszło pół wieku przeżywszy wśród burz i dramatów, mimo żelaznego temperamentu, August starzał i zmysły jego tępiały. Nic go ani zbytnio zająć, ani przyciągnąć i stale zająć nie mogło.
Fleming, widząc go zniechęconym, zobojętniałym dla siebie, choć sam często gotów był ręce