Śmiéchem przerwała gospodyni.
— Może być — wtrąciła Reuss, że już jest jaka inna, o któréj my nie wiemy.
— O nie! — zawołała Vitzthumowa. — Jeśli kto w takim razie, to mąż mój wiedziałby pewnie.
— A ty pochlebiasz sobie — wtrąciła Schellendorf — że wydobyłabyś to z niego?
Skromnie tym razem uśmiéchnęła się Vitzthumowa, ale z taką pewnością siebie, że nikt o tém wątpić nie śmiał, iż mąż dla niéj nie mógł miéć tajemnic.
— Denhoffowa jedzie z królem do Polski — dodała Hülchen.
— No, i mogłaby tam sobie zostać — mówiła gospodyni. — Świetną myśl żywi podobno feldmarszałek, bo króla chce ożenić.
Oprócz Hülchen, która ramionami dziwnie poruszyła, inne panie śmiać się zaczęły niezmiernie.
— Na to potrzeba geniuszu Fleminga, żeby przyjść do takiéj myśli — dodała Reuss.
— I jego wiary w siebie, aby sądzić że króla skłonić potrafi do popełnienia takiéj niedorzeczności — odezwała się Vitzthumowa. — Ale Flemingowi wszystko wolno.
Popatrzyły sobie w oczy; żadna z nich nie śmiała tego tematu rozwijać. Hülchen słuchała z wielką uwagą.
— Co do Fleminga — rzekła Schellendorf, po długim przestanku — ja nie wiem, ale zdaje się że osobiście król przestał w nim smakować. Potrzebny mu jest, jako obeznany ze wszystkiemi sprawami, szczególniéj w Polsce.
— Ach! — poczęła się śmiać gospodyni wiem to przez mojego zięcia, że w Polsce niéma bardziéj nad niego znienawidzonego człowieka. Tam on jest raczéj przeszkodą, niż pomocą.
Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/71
Wygląd
Ta strona została skorygowana.