Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mówić o tych fetach i zabawach, a nare i o Denhoffowéj. Ja króla nie rozumiem.
Hülchen, skromna, poważna i ostrożna stara panna, siedziała milcząca. Schellendorfowa odezwała się piérwsza:
— W tego rodzaju fantazyach, moja kochana Rachelo, nikt nigdy nikogo nie rozumié. Niéma w nich sensu. Ani piękność, ani rozum, ani dowcip nie starczą. Zachciewa się czegoś nowego, a czasem dziwacznego.
— Kochana Schellendorf — odparła żywo gospodyni. — Denhoffowa nawet dziwaczną być nie potrafi, a nową dla króla nie jest, boć przecież i na jarmarkach lipskich miéwał fantazye tego rodzaju. Lecz nie o to już idzie, tylko jak długo ona przetrwać może.
— Ja ani za rok nie ręczę — odezwała się pani Reuss.
— Ja ani za pół roku — dodała Schellendorfowa.
Hülchen nie odzywała się.
— To zagadka! — rozśmiała się hrabina Rachela.
— Trzeba było Cosel zastąpić — cicho szepnęła Hülchen — wzięto więc, co było.
— Wybór, przyznam się, tak był osobliwy...
— Nie, to potrwać nie może — mówiła Vitzthumowa — ale cóż po niéj?
Panie spojrzały po sobie.
— Czy, kochana Rachelo — przerwała milczenie hrabina Reuss — czy zauważyłaś jaki symptom w Moritzburgu?
— Król był dla niéj nadzwyczaj grzeczny, ale stokroć więcéj okazywał czułości dla Aurory, dla Cieszyńskiéj, nawet dla Spieglowéj. Stała narówni z Pociejową, która...