Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

stałe mając postanowienie wyruszyć nazajutrz do domu i w żadne fety się już nie wdawać, wymknął się i do domu powrócił.
Tu go czekała niespodzianka niemiła: Nufrek stał w sieni i palce kręcił, z miną desperacką.
— Pakować i do domu! — zawołał pan Gintowt-Dziubiński.
— Ale! ale! — bąknął Nufrek — a pewnie, chciałoby się duszy do raju.
— Cóż to znaczy? — krzyknął oburzony podkomorzy.
— To, że dereszowaty leży chory! — zawołał, lamentując, Nufrek.
Podkomorzy pobiegł do stajni. Wistocie dereszowaty, dyszlowy podręczny, konisko zdrów jak lew, zjadłszy jakiegoś niemieckiego owsa, zdawał się chciéć duszę wyzionąć.
Trzeba było naturalnie krew puścić, bo w gwałtownych razach i koniom i ludziom naówczas nie umiano radzić inaczéj, tylko im życia ujmując, aby z niém ująć gwałtowności chorobie.
Znalazł się jakiś Niemiec konował, puszczono krwi obficie, ale deresz jeszcze 12 sierpnia był dopiéro rekonwalescentem i Dziubiński do moritzburskiego gospodarstwa zmuszonym był siedziéć w Dreźnie. Jeden jedyny pan Serwacy Przebendowski przychodził go pocieszać, a dnia 12 sierpnia potrafił nareszcie namówić, aby przecie moritzburski festyn choć zdala zobaczył.
Dziubiński zgodził się na to, ale warował aby razem byli i trzymali się na uboczu, nie mieszając do żadnych pijatyk, których znał już szkopuły i niebezpieczeństwa.
Z tęsknotą myśląc, jak tam pójdą żniwa bez