Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Dopiéro niemieccy stróże, pomiarkowawszy że z tym gościem wściekłym nie było ratunku, otwarli mu drogę i Dziubiński, zachwiawszy się na nogach, zataczając nieco, spokojnie wywędrował na wilsdurfskie przedmieście.
Był to drugi (licząc w to drwiny z Watzdorfa) epizod charakterystyczny tego wieczora u pięknéj Denhoffowéj, który się tak udał, że wistocie nikt z niego o białym dniu nie wyszedł trzeźwym, a król w karécie odjechał, śpiąc już w drodze.
Upił się Watzdorf, upił niespojony Pflug, który zwykle wszystkich grzebał. Fleming miał mocno w głowie, ale powróciwszy do pałacu, umył się zimną wodą, wypił kilka szklanek limonady i po małym spoczynku w krześle, siadł do roboty, któréj zaniedbywać nie było podobna.
Pamiętny ten, wspaniały wieczór Denhoffowéj miał ją kosztować tylko dziesięć tysięcy talarów, ale co gorzéj nad to, naraził ją na zazdrość. Wszyscy, co się upić musieli, mieli téż do niéj żal, iż pokonani byli, a lękali się, czy się z nich nie wygadał z czém niepotrzebném i niewłaściwém.
Dziubiński, gdy się nazajutrz opamiętał na kwaterze i zrobił ze sobą rachunek sumienia, wpadł w rozpacz. Jawném dlań było, iż majestat pański nastąpieniem na palec obraził, że sprawa ta wymagała deprekacyi i przebaczenia — inaczéj był człowiekiem zgubionym i mógł być posądzony o rebelią, o zuchwałe nastąpienie na osobę króla jegomości.
Zaledwie ubrawszy się, naczczo nawet, Dziubiński poleciał do księdza biskupa kujawskiego Szaniawskiego, o którym wiedział, iż u króla jest w łaskach największych, i nie uspokoił się, aż mu ten w swojém i króla imieniu dał rozgrzészenie,