Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niczego nie wymagam. O całém tém niedorzeczném wystąpieniu nie powiem nikomu. Idź wacpan, idź!
Rzucił się Serwuś do pocałowania ręki, zakręcił jak pijany i potoczył ku drzwiom. Podskarbina stała długo, patrząc za nim i nie mogąc oprzytomniéć.
W czasie téj dziwnéj rozprawy z nim, Spieglowa, która czekała na przyjaciółkę w trzecim pokoju (a dla niéj Przebendowska tajemnic żadnych nie miała), usłyszawszy dziwnie podniesione głosy, łkanie, jęk, hałas jakiś, podbiegła ku drzwiom i nie śmiąc wnijść, patrzyła na tę scenę dramatyczną, nie mogąc jéj zrozumiéć. Gotową już była przypuścić, że istotnie ów głuptaszek pani się swojéj oświadczył.
Jeszcze stała w miejscu podskarbina, nie mogąc przyjść do siebie, gdy niespokojna przyjaciółka przysunęła się do niéj.
— Co to było, na miłość Bożą! co to było?
Pani Przebendowska, zamiast odpowiedziéć, padła wysilona na krzesło.
— Biédny chłopiec — odezwała się głosem cichym — oszalał!
— Oświadczył ci się, czy co? Widziałam go klęczącego — rzekła, napół śmiejąc się, Spieglowa.
— Mniéjby mnie może zdziwiło to szaleństwo, niż to, które się nagle w nim objawiło — odparła Przebendowska.
— Wistocie — wtrąciła Spieglowa — patrząc nań zdala, wydawało się jakby miał postawę i głos obłąkanego... Ale cóż to jest?
— Chciałam go jutro wysłać z listem do Pociejowéj — mówiła gospodyni — nie znając go dotąd, co tam w nim siedzi, i razem zlecić mu pragnęłam, aby rozpatrzył się w kraju i przywiózł