Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A ty, Aurorko, jaki kostium włożysz? — szepnęła.
— Ja?.. wiész że zawsze jestem Turczynką, albo Greczynką — ze smutnym półuśmiéchem odezwała się Fatyma — to mój kostium zwyczajny. Nie chcę być niepoznaną, owszem, wygodniéj mi z tém, aby wszyscy odrazu wiedzieli, kto jestem.
— A ty, ty! — grożąc jéj paluszkiem poczęła Denhoffowa — ty jesteś dziwaczna z tém swojém ostygnięciem i obojętnością na wszystko. Słowo ci daję, że jeszcze tak jesteś piękna, iżbyś mogła zawracać głowy i sama się rozerwać. A! proszę cię, dla nas niéma w życiu tylko to: durzyć się, póki można!
Ruszyła ramionami.
— Moja droga hrabino — zimno odezwała się Spieglowa — ty jeszcze jesteś młoda, a ja starsza, niż mój wiek. Zwiędłam. Dzieci tylko umiem kochać.
Piękna Marynia spojrzała na nią, ramiona jej się podniosły, uścisnęła i pocałowała ją i jak przybyła, tak pierzchnęła pośpiesznie, biegnąc ku drzwiom, po drodze siejąc słowami i uśmiéchami. Kilka razy zatrzymała się przy różnych panach znajomych, kilku młodszych ludzi zaczépiła, nareszcie wyszła, a kobiéty wszystkie powiodły za nią oczyma.
W salonie został tylko po niéj strumień zapachu piżma, który się rozszedł od jéj sukienek i pudru.
— Dziecko zawsze! — szepnęła podskarbina.
Spieglowa pogardliwie usta skrzywiła.
— Gorzéj, bo to małpeczka — rzekła — nielitościwa dla siebie.