Zostawiając księdza z Połubińskim, Serwuś, szybko przywdziawszy opończę, z głową schyloną, przygarbiony, wysunął się nieznacznie z gospody, szybkim krokiem idąc przez małe uliczki, wprost do pałacu feldmarszałka.
Przez cały wieczór zwykle, od godziny piątéj poczynając, drzwi się nie zamykały u pani podskarbiny. Całe towarzystwo ówczesne polskie, bawiące stale przy królu, przybywające z suplikami, śpieszyło złożyć usznowanie opiekunce swéj i pośredniczce. Wszyscy znaczniejsi dygnitarze sascy, choć już dla feldmarszałka ostygli, przeczuwając niełaskę pańską, sam nawet Watzdorf, biegli niemal codzień się tu pokłonić, zajrzeć i rozsłuchać, dostać języka.
Fleming nie po raz piérwszy chwiał się na swojém wysokiém stanowisku, nie dowierzano więc oczom i uszom, choć przed najbliższymi cierpko i z przekąsem August się o nim wyrażał. Wiedziano że feldmarszałek zręcznie bardzo z królem postępować i rozbrajać go umié, a postanowienia odmieniać.
Zwycięzca nie w jednéj walce z intrygą dworską, mógł i teraz dopatrzéć co mu groziło, zapobiedz niebezpieczeństwu i pomścić się na nieprzyjaciołach. Do ostatniéj więc godziny intryganci chcieli stać przy feldmarszałku napozór, aby mu nie dać przedwcześnie powodu do gniewu i odwetu.
Fleming, choć już był dobrze uwiadomiony i znał swoich wrogów, płaszczących się przed nim jeszcze, nie dawał żadnemu poznać po sobie, że go posądzał, nie zmieniał trybu postępowania z nimi, obdarzał niektórych rzekomém zaufa-