Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bi i jak baba nam nie przewodzi, to magnat, a o swéj sile nie chodzi żaden. Jeżeli do sprawy przyjdzie, któż będzie prowadził? ani ty, ani ja, tylko żółtobrzuch jakiś. Patrzajcież żeby nas, jak po tarnogrodzkiéj, nie wystrychnięto na dudków, bo zamieniał stryjek siekiérkę za kijek. Sasów prawda wyprowadzili, ale za nasze własne piéniądze cudzoziemców trzymają pod swoją komendą, na oczywistą zagładę rzeczypospolitéj. Jeżeli druga taka ma się zrobić konfederacya, aby znów jaką się skończyła pacyfikacyą nam po pysku, to żal się Boże poczynać.
Obrócił się do Pawła. Szlachcic filut, dając mu gadać, widocznie się namyślał, jak się miał wykręcać; znać było że spełna prawdy powiedziéć albo nie mógł, lub sobie nie życzył. Bystro mu w oczy patrzył Serwuś.
— Mnie o moję skórę nie idzie — dodał. — Choćby ranie kto zdradził, choćbym ja popadł do więzienia, albobym i łeb dał, choćby mnie, kolanem dawszy, przepędzili, a chleba nie stało... to co? Ja mały człeczyna, nic nie znaczę. Takich jak ja i tysiące ginąć mogą, a znaku nie zostanie. Ale sprawę zgubić, strata byłaby niepowetowana. Jeżeli ci, co ciebie tu posyłają — mówił zwolna — szczérze myślą o ratunku zagrożonéj wolności, dobrze jest; ale jeśli chcą tylko królowi i Flemingowi zagrozić, aby się im okupili i przy tym ogniu własna się ich pieczeń upiekła, to co? hę? Ja sparzony, nie dowierzam, i myślę sobie, panie Pawle: respubliką nam oczy smaruje a może im o starostwo lub o dygnitarstwo chodzi. Hę, słyszysz?
Jak przybity do stołka siedział Połubiński; zrywał się po kilkakroć do odpowiedzi, pomyślał cóś, zamachnął ręką i umilkł. Nagle wstał, pod-