Przejdź do zawartości

Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ale wiész że jestem chora! — odpowiedziała podskarbina.
— Kiedy oprymują i gwałtem się dobijają — mruknął Serwacy.
— Przeproś księdza biskupa, że przyjąć nie mogę. Dopiéro o piątéj będę mu służyła. Jestem chora!
— Proś ich acan obu do mnie, — rzekł, powstając, feldmarszałek. — Idę ich przyjąć.
Zwrócił się, ręką żegnając siostrę, i dodał z niejakiém szyderstwem:
— Zdaje mi się, że skuteczniejszym od niego będę posłem. Zabiorę ich ze sobą. Tymczasem nie choruj, proszę, niewolno ci chorować. Po południu potrzeba gości przyjąć i ująć. Biskup zapewne ma za rękawem dla nas schowane ważne wiadomości. Listę osób będziemy musieli przejrzéć razem.
Mówił to zcicha, pochylony, a Przebendowska dłońmi cisnęła czoło, patrząc na brata.
— Będę zdrową, gdy muszę — rzekła — dajcie mi tylko odetchnąć. Ból głowy powoli się rozprasza.
Uśmiéchała się z wyrazem smutnym i łagodnym. Feldmarszałek już zdążał ku drzwiom szybkim krokiem i wnet ozwały się głosy witające go, które wdali słabnąc, wkrótce zamilkły.




Za murami miasta, ale tuż prawie przy bramie, znajdowała się onego czasu w Dreźnie nie wyśmienita, ale bardzo znana i uczęszczana gospoda pod Trębaczem. Stawała tam zwykle uboższa szlachta, przybywająca z prośbami, interesami i suplikami do saskiéj stolicy.
Gospoda była staroświecka i, mimo sławionéj