Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

o nim nie zapominano, gdy on tak mało o sobie pamiętał.
Równie łaskawą opiekunkę miał Serwuś w pani Spieglowéj, ale ta, znajdując go zagadkowym, zamkniętym, jakby ukrywającym cóś w sobie, często go wybadywać usiłowała i skłonić do zwierzeń. Próżne to jednak starania były. Aurora, któréj się nieraz udawało za język wyciągnąć kutego na cztéry nogi Bielekego, faworyta feldmarszałka i takich ludzi jak Lagrasco, Lőwendhal, Friesen, z prostodusznego owego napozór Serwusia niczego wydobyć nie umiała. Dorozumiéwała się tylko, nie bez przyczyny, że w tym człowieku daleko więcéj być musiało, niż powierzchowność okazywała.
Od tego brania na spytki przez panią Spieglową, która przez jakiś otwór do duszy mu zajrzéć chciała, bronił się jak mógł Przebendowski, a najczęściéj grzecznie pozdrowiwszy piękną panią, pod piérwszym lepszym pozorem uciekał od niéj. Feldmarszałek Fleming, który go u siostry widywał i znał tyko zdala, czy powierzchownością zniechęcony, czy jakimś niezrozumiałym powodowany wstrętem, nie lubił Serwusia. Krzywił się, ilekroć go zobaczył, śmiał się iż tego niezgrabnego kloca mogła trzymać podskarbina, nie dawał sobie wytłumaczyć, aby się na co mógł przydać. I teraz, gdy się naprzód głos dziwny Serwusia dał słyszéć, a potém przygarbiona jego, cienka postać ukazała się, feldmarszałek kwaśną zrobił minę.
— A co tam, panie Serwacy? — zapytała, wychylając się z krzesła, — pani Przebendowska.
— Ksiądz biskup i pan wojewoda — odezwał się cicho Serwuś, ociągając pas, a drugą ręką gładząc włosy.