Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bić nie mogę! Ma wszystkie instynkta wielkości, oprócz tego, który do istotnéj wielkości prowadzi. Nic z nim zrobić niepodobna, a nic, niestety, bez niego. Wszystko to, moja droga, cośmy marzyli, rozbije się o płochość człowieka, który zestarzéć się nie umié, nieszczęściami nie dał się niczego nauczyć i umrze, myśląc o teatrze, o mundurach gwardyi, o ładnym buziaku i klejnotach wielkiego mogoła.
— Dziwnie-bo dziś jesteś zniechęcony ku niemu — odezwała się Przebendowska.
— Ani o włos więcéj, niż byłem wczora, kochana siostro — odparł Fleming. — Dziś tylko niepotrzebnie się wyspowiadałem przed tobą.
— Dlaczego niepotrzebnie? — przerwała Przebendowska, podnosząc głowę i odrzucając chustkę, która bladą i zmęczoną twarz jéj osłaniała. — Powinieneś mi się spowiadać ze wszystkiego, jeżeli ja ci się na co mam przydać, choćby na pocieszycielkę.
Feldmarszałek, wprost nie chcąc na to odpowiedziéć, począł po krótkim przestanku:
— Tak, dziś wszystko wistocie widzę w czarnych barwach. O trzy lata starszy jestem od króla, pracowałem długo z nim i przy nim, ludzie mi zazdroszczą buławy, majątku, łaski pańskiéj, wziętości, wszystkiego, a ja wistocie jestem najnieszczęśliwszym z ludzi. Nigdy mi się nic nie powiodło.
— Co za egzageracya, jaka niewdzięczność! — odezwała się podskarbina.
— A tak jest, wierz mi — ciągnął daléj Fleming — powodzenie moje jest złudzeniem dla oczu ludzkich; dla mnie zostały same gorycze nieustannych zawodów. Między nami mówiąc, wcale nie byłem szczęśliwy na wojnie, niewiele mia-