Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i ministrach, mimo żywéj chęci wynalezienia czegoś szkaradnego na te dwie przyjaciółki, coby je z innemi zeszkaradzonemi kobiétami zrównało — nawet potwarzy na nie wymyślić nie umiała, Przebendowskiéj zarzucano intryganctwo, a Spieglowéj dumę.
Dnia tego, gdy feldmarszałek, po urywanéj rozmowie, powrócił do domu, podskarbina, jak się to często trafiało, cierpiąca, nieubrana, siedziała w fotelu u komina, na którym płonął ogień żywy — Aurora Spiegel, która, jak powiadano, nieubrana wyglądała na bardzo pospolitą kobiécinę, miała już na sobie strój poranny. Dotrzymywała towarzystwa przyjaciółce, która głowę mając obwiązaną dużą chustką koronkami obszytą, sparta na ręku, z wyrazem cierpienia na twarzy, wpatrywała się w ogień na kominie płonący, zadumana, myślami gdzieś błądząc daleko. Rozmawiały ze sobą potrosze, cicho, słowy urywanemi, jak dwie przyjaciółki, które z półwyrazu niedomówionego myśli swe odgadywać zwykły, bo je wszystkie sobie oddawna wypowiedziały. Przebendowska potrzebowała wypoczynku, aby się ból głowy mógł uśmierzyć, i drzwi tego dnia zrana zamknięte były dla wszystkich, przeciw zwyczajowi, gdyż zwykle choć się nazywało że nie przyjmowała nikogo, każdy nalegający, szczególniéj gdy z Polski przejeżdżał, bywał chętnie przypuszczany. Nazywano to w Dreźnie, jak twierdzą pamiętniki współczesne, polskim obyczajem.
Tym razem Aurora była na straży, aby przyjaciółki jéj nie zamęczano. Wydawane rozkazy nie mogły się wszakże stosować do pana domu, który do siostry wchodził o każdéj godzinie, gdy mu się podobało.
Wsunął się téż teraz prawie niepostrzeżony,