Strona:Skradziony biały słoń.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 10 —

każdy płyn. Pije wszystko, z wyjątkiem kawy europejskiej.
— Bardzo dobrze. A ilość?
— Niech pan zanotuje piętnaście wiader. Pragnienie jego zmienia się często, inne potrzeby nie zmieniają się.
— To są niezwykłe przymioty. Mogą się nam przydać przy śledzeniu kradzieży.
Przycisnął guzik.
— Alaryku! Niech tu przyjdzie kapitan Burus.
Wszedł Burus. Inspektor Blunt omówił z nim sprawę, aż do najdrobniejszego szczegółu. Potem przemówił doń tonem człowieka, w którego głowie wylęgły się najsubtelniejsze plany, człowieka, który zwykł był rozkazywać.
Kapitanie Burus! Wyślij pan agentów: Jonesa, Davisa Hasleya, Batesa i Hacketa do szukania śladów skradzionego słonia.
— Rozumiem, panie inspektorze!
— Wyślij pan agentów Mosesa, Dakina, Murphy’ego, Rogersa, Tuppera, Higinea i Bartholeusua do wyśledzenia złodzieja.
— Rozumiem, panie inspektorze!
— Wyślij pan straż, złożoną z 30 ludzi, z takąż rezerwą na miejsce, gdzie kradzież popełniono. Niech tam pilnują dzień i noc. Nikomu, z wyjątkiem reporterom, nie wolno zbliżać się do miejsca, bez mego pisemnego zezwolenia.
— Tak jest, panie inspektorze!
— Poślij pan detektywów w pełnym uniformie na wszystkie stacye kolei i parowców, na wszystkie go-