Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cokolwiek zapuścić się w ich głębią, trzeba widzieć ogrom drzew, gęstwę zarośli, stosy warstw powalonych i porosłych już nowemi lasami, aby sobie powiedzieć, że takie być muszą puszcze niezbadane dotąd, nie tknięte ani ręką ani nogą ludzką.
Znajdziesz to na mniejszą skalę, w mniejszym obrębie śród lasów Łopusznéj. Trafiłem nieraz na takie miejsca, że jest zupełném niepodobieństwem przedrzeć się głębiéj, przebić tę sieć żyjącą drzew, głazów, roślin, które ci zewsząd zastępują jak wał warowni. Oczyszczanie lasów jest tu niepodobne. Korzyść ze sprzedaży drzewa bardzo mała w porównaniu z wydatkiem koniecznym na taką pracę: spuszczanie drzewa odbywa się powszechnie nad wodami bieżącemi, na górach spadzistych, skąd drzewo zrąbane i oczyszczone z gałęzi samo ześlizgiwa się aż ku wodzie; gdzie niema tych warunków, tam sprowadzają drzewo jak najmniejszym trudem i kosztem, ze wzgórzów bliższych, dostępniejszych, mających drogi dogodniejsze. A tymczasem w górach głębszych i trudniejszego przystępu, burze, ulewy, potoki, robaki, walą co roku drzewa na drzewa, warstwy na warstwy, z czego powstaje dziwna ruina, która służy i za warownię tym lasom, i za kolebkę późniejszym ich pokoleniom. Mam próbkę téj uprawy lasów przez samą rękę czasu, za pomocą żywiołów przyrodnych, w górach Łopusznéj, które dotąd mogłem zwiedzić.
Góry Łopusznéj składają się z licznych garbów