Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nie budę ja gazdą, nie budę rolnikiem,
Jeno budę chodził zbójnickim chodnikiem.
Héj! a jak mnie złapią, to ja budę wisiał;
Na wiersku jedlicki budę się kołysał.
Nie bój się frairko, choć ja na zbój pudę,
Jeno proś u Boga to ja twoim budę.
— Jaworu, jaworu syrokiego liścia,
Dajze Panie Boze zbójnikowi scęścia.

Dwa ostatnie wiérsze są w ustach kochanki modlącéj się. Ale one są często niewierne, na taką narzeka wiérsz następny:

Idzie zbójnik z za Liptowa
Ciece mu krew z za rękawa,
Z za rękawa i z główecki.
Syćko pse zdradę dziéwecki.

Liptów, miasto na Węgrzech, stołeczne komitatu Liptowskiego, który przytyka do południowo-zachodniéj strony Tatrów.
Zobaczmy teraz zbójników weselących się.

Tańcowali zbójnicy
W murowanéj piwnicy;
Kazali se pięknie grać
I na nóżki poziérać.

Héj! pije se zbójnik, turackami płaci.
Wezmą go do nieba aniołowie swaci —