Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pisane było jego nazwisko. Żałuję żem ich sobie nie ponotował.
Jest-to godne zastanowienia, że każdy z głośniejszych zbójców odznacza się szczególniejszą siłą życia wewnętrznego; ich przewidywania a raczéj poczucia, dochodzą niekiedy do stopnia nad pojęcie zwyczajne. Z tego powodu przytoczę powieść prawdziwą, wypadek spółczesny, chociaż należy do miejsc innych, bo scena odbywa się w górach Kołomyjskich, pomiędzy tamtejszemi zbójcami, głosnemi pod nazwą opryszków — w ojczyźnie tak zwanych Hucułów.
Pan G.... dzierżawca wsi K.... ściągnął na siebie nienawiść jednego z hersztów, który z tejże wsi był rodem. Pan G. wié o tém że bandyta odgraża się na jego życie; ażeby uwolnić się od trwogi, bierze się na ten sposób: porozumiéwa się z dwoma chłopami, obija ich rózgami dla pozoru, ażeby uciekli niby w skutku tego pobicia i następnie dla pomszczenia się, weszli do bandy spomnionego bandyty i upatrzywszy porę zabili go, zwłaszcza że rząd nałożył już cenę na jego głowę. Stało się wszystko jak ułożono. Dwaj pobici uciekli, znaleźli wiarę u bandyty, zostali przyjęci do bandy i przez całe półroku tak dobrze udawali, takie dawali dowody odwagi i poświęcenia się w wyprawach zbójeckich, że zyskali zupełną ufność towarzyszów i herszta. Pół roku tak przeszło, kiedy bandyta postanowił ostatecznie zrobić napad na dom Pana G... i zabić swojego wroga.