Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Około piątéj z południa stanęliśmy z powrotem przy źródle Czarnego Dunajca, o którém już wyżéj napomknąłem. W téj chwili niém głównie się zająłem. Wybucha ono wielkiemi bałwanami, z wielkim szumem z otworu pieczary znajdującéj się u podnóża Upłazu. Naga skalista ściana, dosyć wysoka, podnosi się dokoła otworu. Jest ona gościnną Księgą dla zwiedzających dolinę Kościeliską. Miękki jéj kamień okryty jest napisami rozmaitego kształtu, rozmaitéj mowy, rozmaitéj treści; imionami i nazwiskami osób wszelkiéj płci, wieku, stanu i narodu. Jakiejkolwiek są one wagi, mnie zajmowało głównie źródło i pieczara z któréj biło. Zaostrzały moję ciekawość rozliczne o nich wieści. Jedni powiadali że zwiedzano ją z pochodniami, że po długiéj, trudnéj i chłodnéj podziemnéj wędrówce, dotarto nareszcie do ogromnéj sali, ozdobnéj kolumnami i sztukateryami z kamienia tak jasnego, że przy blasku pochodni sala świeciła niby dyamentowa; że pośrodku sali leży małe jeziorko, właściwe źródło Dunajca: odtrąciwszy przydatki o podziemnych mostkach na podziemnym Dunajcu, wierzyłem w salę i zdobiące ją stukatury. Inni utrzymywali, że tę salę wykuli górnicy, dobywający niegdyś w tém miejscu srébro; w tém podaniu nie mógłem dostrzedz poetycznéj strony. Niektórzy twierdzili, że tém podziemiem trzy dni i trzy nocy iść potrzeba aby dojść do źródła, że nawet w końcu téj wędrówki można się było obaczyć na szczycie ja-