Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się pod same góry w bujne świerkowe lasy, i styka się z rzeką Czarnym Dunajcem przy samym jéj wypływie z Kościeliskiéj doliny. Droga ta trzechmilowa z górą, ubarwiona jest miłą rozmaitością, szczególniéj od Poronina. Dunajec szumiał nam wciąż po ogromnych płytach co mu dno uścielały; góry po obu stronach i łąki rozdołu, którym droga idzie, jaśniały świéżą zielonością jakby śród wiosny; po lasach gwizdała wilga i drozd uczył się pieśni słowika, jedném słowem przebyliśmy tę drogę bez najmniejszéj nudy. Naraz gościniec zbiegł na odkrytą dolinę i skręcił się ku południowi, — pojrzałem przed siebie, na tę i na tę stronę pasma wysokich gór świérkami okrytych, tylko w jedném miejscu przerwa aż do dna doliny na kilka sążni széroka, po jednéj i po drugiej stronie dwie ogromne skały jak dwie kolumny w bramie, a z pomiędzy nich Czarny Dunajec wypadał — to wjazd na Kościeliską dolinę! Minąwszy spomnioną bramę, ujrzeliśmy się na roskosznéj płaskiéj dolinie, owalnego kształtu; pokrywał ją kobierzec najświeższéj darni, ocieniały dokoła góry i lasy ozdobne takim wdziękiem, że się zdawały być ulubieńszém nad inne dziełem przyrody: po prawéj ręce szumiał pod górami Dunajec; gdzie niegdzie z pomiędzy gór lesistych wytykały nagie szczyty, jak wieże nad okazałym grodem; droga wyprostowana, wysadzona drzewami szła środkiem płaszczyzny i niknęła w wąwozie który się zamykał dalekiemi górami — ta mała dolina, to przysio-