Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się spuszcza po przepaścistéj skale ze strony zachodniéj, innych wód nie dostrzegłem: zdaje się że główny zapas wody tego jeziora na dnie jego być musi, gdyż odchód wody tworzącéj Białkę, każe się domyślać obfitego jéj przypływu.
Zajmującym także szczegółem tego miejsca, jest echo, zwłaszcza echo wystrzału z ręcznéj broni. Trwa ono minut kilka jak grzmot największy, obchodzi dokoła jezioro, i w chwili kiedy głuchnie w jednym punkcie, odzywa się w drugim z tém większą siłą.
Gasnący dzień nakazywał pożegnać roskoszną tę okolicę. Słoneczna łuna błąkała się jeszcze po szczytach nadbrzeżnych, ale w dolinie Morskiego oka zmrok już szarzał. Strzeliliśmy kilka razy na odjezdném i pożegnawszy się przez echo z okolicznemi górami, wsiedliśmy na konie czekające nas przy Morskiem oku i wróciliśmy do Leśniczowstwa tą samą drogą, która nas aż do Rostoku przyprowadziła.
Taka podróż niemoże zaspokoić, rozdrażni tylko, przez pół odsłoni wdzięki gór; pragnąłem ją powtórzyć, inaczéj się stało; musiałem przestać na 13 Sierpnia.