Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niebezpieczeństwo. Miejsca te leżą nieco o podal od mieszkań; w jednéj z moich przechadzek natrafiłem na dół, widzę w nim kilka dzieci z boku, przy nich zdechłe żaby i wróble, wszedłem na spód, położyłem się przy jednéj dziurze, poczułem jakiś zapach dosyć nawet przyjemny, przybliżyłem się ku dziurze, przytknąłem nos do niéj i poznałem że ten zapach stamtąd wychodził: nieumiałem sobie zdać sprawy z tego, zastanawiały mię tylko zdechłe żaby i wróble. Wróciwszy do domu opowiadam moje odkrycie; przestraszyłem wszystkich, — dopiéro dowiaduję się że te dziury, są to otwory źródeł arszenikowych, że w pewnych porach dnia wybucha z nich taki silny wyziew, że zabija ptaki przelatujące blisko w téj chwili, że co widziałem nieżywe to zginęło tym sposobem. Kiedy jeszcze woda była w tém miejscu, Zakonnica jedna z kapiących się poszła tam nogi wymoczyć, trafiła na porę wyziewu i padła trupem. Podziękowałem za ostrzeżenie, a razem miałem za złe tamtejszemu urzędowi, że nie obwaruje przystępu do podobnego miejsca.
Drużbaki będą mi jeszcze pamiętne burzą którą tam widziałem. Nadeszła ona wieczorem, jak noc najczarniejsza, i całe niebo zaległa i trwała godzin kilka. Mało podobnych burz widziałem i to na Ukrainie. Widok przerażający i zarazem okazały do nieopisania. Użyłem go do woli bo dom z jednéj strony ma galeryą krytą — tam się umieściłem przed dész-