Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

daleką zwaną Centyrz, czyli Cmentarz, z czasów jakiejś klęski niepamiętnéj, podobno morowego powietrza; to miejsce dostarcza mi także zajmującą powieść. Jest na téj górze pień ogromnéj grubości, z pod którego wychodził czasem duch w postaci Mnicha. W pierwszéj chwili zjawienia się był on bardzo maleńki, ale zaledwo stanął na ziemi rósł nagle i wkrótce przenosił wzrostem swoim najwyższego człowieka. Przybiérał on różne postaci, ale najwięcéj pokazywał się w sukni mniszéj lub bieli. Objawienie jego poprzedzała czasem w wielka burza, czasem mocny zapach kwiatów. Nierzadko wychodził z wody; a kiedy miał odejść wchodził do wody, rozpościerał nad nią swoją odzież, malał stopniami, aż póki całkiem nie zniknął. Dosyć było mówić o nim, aby się natychmiast pokazał. Nic niemówił, nikomu nic złego nierobił; zapytywany odpowiadał jedynie skinieniem głowy lub ręki. Ostatni człowiek który go spotkał, krzyknął na widok jego: «wszelki duch Pana Boga chwali!» Mnich odpowiedział: «i ja go chwalę,» po czém natychmiast zniknął i już go odtąd nie widziano. Miał-to być duch pokutujący Mnicha, który kiedyś uciekł z klasztoru i został w tych miejscach przez zbójców zabity.
Niektóre tu miejsca są obwiane tajemniczością straszną a niezaprzeczoną. Jedno z takich miejsc znajduje się niedaleko drogi do Morskiego Oka, już w głębi gór. Jest-to w lesie ustronnym, odwiecznym, ciemnym i z samego już pozoru niemiłym: a jego wła-