Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ciągle utrzymując że według prawa popełnił zbrodnię, ale zrobił co był powinien.
Pod tym względem położenie tutejszych posiadaczy, szlachty, jest bardzo niemiłe a nawet niebespieczne: jest-to trwały stan skrytéj wojny, tém obrzydliwszéj i zaciętszéj, że się toczy między braćmi. Stąd wielu nie śmie wyjechać za dom tylko zbrojno i w towarzystwie ludzi zbrojnych. To położenie utrzymuje konieczność hajduków czyli służby zbrojnéj, do czego sam rząd upoważnia.
Nie zwalajmy jednak całéj winy na gorala. Zazwyczaj druga strona wywołuje tę walkę, przez wymagania bezprawne, przez jakąś krzywdę: goral staje w obronie swojego prawa, szlachcic naciéra silniéj, goral zacieka się i poczyna działać zaczepnie, wtedy niepopełnia jakąś niesprawiedliwość; i tak z odwetu w odwet walka się rozżarza, krzywdy zobopólne tłoczą się na krzywdy, aż przychodzi do tego, że pojednanie staje się prawie niepodobném.
Ażeby pozostać sumiennym i przysądzić ze złego co komu należy, trzeba być na miejscu i z bliska patrzeć. Bez tego trudno mieć wyobrażenie jakiém brzemieniem cięży na tutejszym ludzie niektóra szlachta. Jest-to chciwość, niemoralność, rozpusta, bezbożność, pycha w całym swoim cynizmie. W tych czasach właśnie, jeden z podobnych dziedziców téj okolicy i to majętniejszych, tak już przebrał miarkę, że został w kajdany okuty i pod sąd oddany. Dosyć słuchać o