Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale nikt się nie ruszył, by mu pomóc, ten i ów zaśmiał się nawet w głos. Wszyscy do jednego stanęli po stronie Larsa.
Jedną tylko osobę z pośród obecnych zdjęła litość. Z tłumu wzbił się jakiś głos kobiecy:
— Lars! Oddajcież mu z powrotem te oznaki cesarskie! Nie możecie przecież ani w takiej czapce chodzić ani takiej długiej laski używać!
— Dam mu własną czapkę gdy wrócę do domu, — odkrzyknął — ale nie zezwolę, by się wałęsał pomiędzy ludźmi i wystawiał na pośmiewisko nasze skarby rodzinne.
Po tem oświadczeniu rozległy się w tłumie głośne śmiechy, a Jan uczuł takie przygnębienie, że stał jak skamieniały, rzucając tylko w koło oczami. Poglądał po ludziach i nie mógł ochłonąć ze zdumienia. Boże wielki, dumał, czyż pośród tych wszystkich, którzy mu się przed chwilą kłaniali, świadczyli grzeczności i cześć mu oddawali, niema ni jednego, któryby mu przyszedł z pomocą w potrzebie? Wszyscy stali jak martwi, nie był im niczem, ni palcem nie uważali za słuszne ruszyć w jego sprawie. Widział to jasno, a strach go też przejął, że ta cała monarsza dostojność tak mogła zeń spaść niespodzianie, jak ten liść jesienny. Stał biedny, drżący, najpodobniejszy dziecku, co rychło rozpłakać się musi, gdy mu źli ludzie wyrwali z rąk zabawki umiłowane i niezbędne do życia.
Lars Gunnarson zwrócił się teraz do ogromnego stosu rzeczy leżących wokół stołu i chciał na nowo zacząć wywoływać ceny. Nagle myśl strzeliła do głowy Janowi, postanowił poradzić sobie sam. Popłakując i lamentując zbliżył się do samego stołu, potem nagle