Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

towarzystwo. Sypiam, jak wiadomo, licho, to też, potrzebuję kogoś do rozmowy. W wielkiem łożu głównego pokoju gościnnego jest zawsze duszno, nierównie zdrowiej i lepiej przespać się w wąskiem łóżeczku na słomie.
Zachwycał się dalej tą okolicznością, że nie było tu ani ogniska, ani pieca, a pokój otrzymywał nieco ciepła tylko z olbrzymiego komina kuchennego, zajmującego połowę przestrzeni. Było to stanowczo na styczeń za mało, ale chorąży zachwycał się brakiem dymu i sadzy oraz jednolitą temperaturą przez dzień cały.
Podobało mu się również urządzenie pełne prostoty, niemalowany stół i zwykłe, nie wyściełane, stołki. Na pewno nic nie zniszczy, rurkując swą perukę lub farbując wąsy.
Tak się rozwodził szeroko, póki służąca była w pokoju, niewiadomo jednak zgoła, jaką przybrał minę, gdy wyszła. Dzień był mroźny i w nieopalonej stancyjce rozkosznie mu nie było. Mimo to przebierał się i muskał. Gdy się zjawił na obiad, policzki jego pałały przedziwną barwą, a brwi miał wspaniale wymalowane. Niktby się nie domyślił, że arcydzieła tego dokonał zgrabiałemi od zimna palcami.
Pastorowa wiedziała doskonale, że niema większego smakosza nad chorążego Örneclou. Nietylko chciał jadać dobrze przyrządzone potrawy,