Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie (tłum. Markowska).djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   46   —

błądy okazywały się najprzód na szczycie wzgórza, które pionowo wznosiło się na horyzoncie, — rzekłbyś, zwierzęta owe wprost z nieba zstępowały. Większemi się też wydawały w miesięcznej poświacie, niż zwykłe wielbłądy i zbyt lekko niosły ogromne ciężary, któremi je objuczono.
Aleć trudno było Suszy nie wierzyć w ich istnienie, bo widziała je przecież zupełnie wyraźnie. Mogła już nawet dojrzeć, że na czele szły trzy dromadery o szarej błyszczącej sierści, że zdobiły je bogate rzędy i czapraki z sutą frendzlą, że siedzieli na nich dorodni i możni jeźdźcy.
Korowód cały zatrzymał się przy studni. Trzy razy ciężko przyklęknęły dromadery i ciężko położyły się na ziemi, a jeźdźcy zsiedli z nich. Juczne wielbłądy zaś stały na miejscu. Przybywało ich wciąż więcej i więcej, aż uczyniła się wreszcie nieprzejrzana gęstwa długich szyi, garbów i dziwacznie powiązanych juków.
Trzej jeźdźcy podeszli zaraz do Suszy i pozdrowili ją, przykładając dłoń