Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie (tłum. Markowska).djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   43   —

się krokiem wędrowała dalej, przez wielką drogę wojskową, od Betlehem do Jeruzalem.
Gdy już prawie w połowie drogi stanęła, ujrzała tuż na jej skraju studnię Mędrców i wnet spostrzegła, że mało wiele, a wyschnie zupełnie. Siadła tedy Susza na cembrowinie, z jednego wielkiego głazu wyciosanej, i spojrzała w głąb studni. Zwierciadlana powierzchnia wody, tak zwykle blizka otworu, zniżyła się i opadła, a muł i błoto z dna mąciły jej przezroczą czystość.
A gdy studnia ujrzała w zmąconym swym zwierciadle odbicie ogorzałego niby bronz oblicza Suszy, dał się słyszeć cichy szmer trwogi.
— Chciałabym wiedzieć — rzekła Susza — kiedy ostatnia twoja chwila nadejdzie. Chyba nie odnajdziesz tam w głębi żadnej żyły wodnej, któraby cię nowem obdarzyła życiem. A o deszczu, chwalić Boga, niema co mówić przed dwoma, trzema miesiącami.
— Próżne twe obawy — westchnęła studnia. — I tak niemasz dla mnie pomocy.