Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tłumem niewolników, od petentów i dostojników, spraszanych na festyny cesarskie.
Teraz pusto tu było zupełnie. Choroba cesarza trwała zaledwie parę miesięcy, a już ze szczelin stopni marmurowych bujały chwasty. Szlachetne krzewy w ozdobnych wazach poschnięte, a zuchwałe szkodniki załamały nawet w kilku miejscach marmurową balustradę.
Najosobliwsze wrażenie robił jednak brak ludzi. Odliczywszy, że wstęp na wyspę był obcym wzbroniony, gdzie się podziały niezliczone zastępy żołnierzy i niewolnych, tancerek i muzykantów, straży i ogrodników, stanowiących służbę dworu cesarskiego?
Dopiero gdy wyszła na najwyższą terasę, ujrzała kilku starych niewolników siedzących na schodach. Gdy ją ujrzeli, powstali i skłonili się nisko.
— Bądź pozdrowiona Faustyno! — rzekł jeden. — Któryż z bogów sprowadza cię do nas?
— Co to znaczy, Milo, dlaczego tu tak pusto? — spytała. — Powiedziano mi przecie, że cesarz bawi na Kaprei!
— Rozpędził całą służbę, — rzekł niewolnik — ma podejrzenie, że ktoś z nich podał mu w winie truciznę, przyczynę jego choroby. Byłby mnie i Tytusa także przepędził, gdybyśmy się rozkazowi nie byli oparli, wiesz przecie, że całe życie wiernie służyliśmy cesarzowi i matce jego.
— Nie pytam o służbę jeno, — rzekła Fausty-