Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/343

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Barbara wzięła dziecko; zawinęła je i dziecko uspokoiło się. „A widzisz, teraz jest spokojne“, rzekła, gdy Liza weszła znowu do pokoju, i wyglądała jakby dumna z tego.
„Zawsze mi mówili, że umię obchodzić się z dziećmi“, rzekła stara, i długo jeszcze była w złym humorze.
Odtąd Barbara sama starała się o dziecko. Pewnego dnia, gdy jeszcze leżała w łóżku, prosiła Lizę o czyste pieluszki. Stara powiedziała, że nie ma żadnej, ale wypierzę natychmiast.
Barbara zarumieniła się i łzy stanęły jej w oczach. „Biedne dziecko, tak mu źle, jak gdyby urodziło się u żebraczki“. rzekła szybko.
„Powinnaś była sama myśleć o tem“, rzekła stara. „Ciekawam, cobyś była zrobiła, gdybym nie była spakowała trochę rzeczy dziecinnych, ile mogłam znaleść“.
Przeszłość powstała znów przed oczyma Barbary. Ponura rozpacz, która dręczyła ją przez całą zimę, opanowała ją na nowo i uczyniła ją hardą. „Lepiej byłoby nie pielęgnować tego dziecka i nie starać się o nie“, rzekła.
Następnego dnia Barbara wstała z łóżka. Wzięła igłę i nici i zabrała się do rozcinania prześciedła, aby porobić rzeczy dla dziecka, Po chwili pracy wróciły znów myśli ponure, „Na co się to przyda, że staram się o niego? Lepiej byłoby, gdybym