Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bo zbliżył się trochę a Ingmar rzekł: „Chciąłbym wiedzieć, czy byłbyś bardzo temu przeciwny, abyś tak na jeden lub dwa miesiące pojechał do domu?“
„Nie wiem skąd ci to na myśl przyszło?“ zapytał Bo.
„Gdybyś miał ochotę, to chętnie poniósłbym koszta podróży“, rzekł Ingmar.
„Czy tak?“, zapytał Bo.
„Tak“, rzekł Ingmar, zapalając się, „twoja matka jedyną siostrą mego ojca, i chętnie zrobię jej tę uciechę, aby cię przed śmiercią jeszcze raz widziała.
„Chciałbyś zapewne najchętniej zabrać ze sobą całą kolonię“, rzekł Bo trochę pogardliwie.
Ingmar umilkł. Była to jego ostatnia nadzieja, że nakłoni Boa do tej podróży. „Zdaje mi się, że. Gertruda pokochałaby go wkrótce więcej, niż mnie? gdyby nam towarzyszył“, myślał. „Kochał ją zawsze wiernie, a to zrobiłoby w końcu na niej wrażenie“.
Po krótkiej chwili jednak, | nadzieja w nim odżyła. „Może to był błąd z mojej strony, w głupi sposób przedłożyłem mu swoją prośbę“, myślał. „No tak“, rzekł głośno, „muszę przyznać otwarcie, że prosiłem cię głównie w moim własnym interesie.“ Bo nic nie odpowiedział. Ingmar czekał na odpowiedź, ale gdy jej nie otrzymał, ciągnął dalej;