Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Niebyła pogrążona we śnie, ani nie miała wizy i, tylko to wielkie podobieństwo z Chrystusem było przyczyną, że zdawało jej się, iż widzi Boga w ludzkiej postaci.
I na nowo wierzyła w to, że gdyby zechciał tylko objawić się ludziom, okazało by się wnet, że on zgłębił wątek wszelkiej wiedzy. Wierzyła w to, że wiatr i fale morskie będą mu posłuszne, wierzyła, że Bóg do niego mówił, wierzyła, że wychylił do dna kielich goryczy i wszystkie myśli jego goniły na nieznanemi rzeczami, których nikt inny nie rozumiał.
Czuła, że gdyby była chora, musiałaby wyzdrowieć, patrząc tylko na niego.
„Nie może to być człowiek zwyczajny“, rzekła. „Czuje, że błogosławieństwo niebiańskie schodzi na mnie, skoro tyko patrzę na niego“.
Stała już dobrą chwilę obok Derwisza, zanim on ją spostrzegł. Ale nagle odwrócił się i spojrzał na nią.
A gdy uczula wzrok jego, drgnęła, jak gdyby spojrzenia jego wytrzymać nie mogła.
Cicho i spokojnie patrzył przez minutę może na Gertrudę, potem podał rękę aby ją pocałowała, jak to czynili jego zwolennicy. I Gertruda ucałowała ją pokornie.
Potem dał jej uprzejmie znak, aby się oddaliła i nie przeszkadzała mu dłużej.