Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

objąć szkolę, lecz że nie przyjmie zapłaty za swą pracę. Ale Achmed Effendi odrzekł: Przywykłem płacić tym, którzy dla mnie pracują; nigdy nie przyjmowałem łaskawych darów.“ Ale panna Young nie dała się nakłonić, odszedł zatem nie załatwiwszy sprawy. Był bardzo rozgniewany i powiedział pannie Young, że na nią spadnie odpowiedzialność za to, że tyle biednych dzieci wzrastać będzie bez nauki i wychowania.“
Pani Gordon milczała przez chwilę, poczem rzekła: „Widzę, Ingmarze Ingmarsonie, że sądzisz, iż w tym wypadku zleśmy postąpili. Zawsze to dobrze usłyszeć mniemanie rozumnego człowieka proszę Was więc, abyście mi powiedzieli, co jeszcze macie nam do zarzucenia.“
Ingmar namyślał się długo. Pani Gordon otoczona była taką powagą, że nie było to dla niego łatwą rzeczą podnosić zarzuty.
„A więc powiem,“ rzekł w końcu, „że mojem zdaniem, nie jest to rzeczą tak konieczną, ażeby ażeby koloniści żyli w tak wielkiem ubóstwie.“
„O jakże moglibyśmy tego uniknąć?“ zapytała pani Gordon z uśmiechem.
Ingmar wahał się jeszcze dłużej z odpowiedzią niż pierwszy raz, potem rzekł: „Gdyby pani pozwoliła swoim ludziom pracować za opłatą, nigdy nie byliby w takich kłopotach, jak w obecnej chwili“.