Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wzrastał wciąż w potęgę i świętość. Królowie i narody podążały doń, by składać ofiary za szczęście i powodzenie. Pamiętam także dzień, kiedy górę odwiedził patryarcha większy od Sema. Widziałem Abrahama, jak z białą brodą kroczył pełen godności obok syna swego Izaka. I Abraham nie wybrał ciebie Golgoto, lecz na wiszącej skale ułożył stos i przywiązał doń chłopca.“
Tu gniewnie przerwał głos z kościoła świętego Grobu: „To ci się naturalnie po wieki jako zaszczyt policzy, lecz nie zapominaj, że i mnie się część chwały należy! Czy nie pamiętasz, że patryarcha, któremu Anioł boży wyrwał miecz z ręki, szukał na górze za zwierzęciem ofiarnem i znalazł barana który rogami zawikłał się w krzak oliwny?“
Pani Gordon słuchała wciąż z największą uwagą. Im bardziej jednak wsłuchiwała się w sprzeczkę świętych pamiątek, z tem większem przygnębieniem myślała o własnem swem powołaniu. O Boże, czemuż dałeś mi zadanie głoszenia hasła jedności? kłótnia i zwada są jedyną rzeczą istniejącą od stworzenia świata!“
Nagle stary głos rozpoczął znów:
„Nie zapominam niczego, co warte jest wspomnienia. Nie zapomniałem więc i o tem, że za czasów Abrahama wyżyna ta nie była już pustynią. Było tu miasto i był król, który był zarazem