Przejdź do zawartości

Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie ja nią jestem, lecz ty!“ zawołała. „Nie ja, lecz ty!“
Wzdrygnęła się, i odwróciła się, by iść do kolonii, której dach świecił się już zdaleka, Ale co chwila stawała, starając się uporządkować cośkolwiek myśli, które się jej tłumnie narzucały.
Kiedy Gertruda przybyła do Palestyny, myślała: „Oto jestem w krainie mego Pana i Króla, i stoję teraz pod jego szczególną opieką, nic złego nie może mi się tu zdarzyć!“ I tak wżyła się w tę wiarę, że Chrystus kazał jej iść do ziemi świętej bo widział, że dość smutku doświadczyła i że odtąd nie ma więcej cierpieć, lecz ma żyć w pokoju i spoczynku.
A teraz czuła, co musi czuć człowiek, który mieszkał w ochronnem mieście, a nagle widzi, że wały i wieże walą się. Widziała, że jest bezbronna, nie było zapory między nią a zbliżającem się nieszczęściem. Przeciwnie, tu mogło ono ją spotkać jeszcze łatwiej niż w innem miejscu.
Odważnie odepchnęła od siebie myśl, że była przyczyną śmierci Rosyanki, nie chciała robić sobie wyrzutów z tego powodu. Ale czuła głuchą trwogę przed złem, na które mogło ją narazić to zdarzenie.
„Teraz będę ją zawsze widziała przed sobą lecącą wprost między konie“, skarżyła się, „i nigdy już nie będę mogła się weselić“.