Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pielgrzymki. Za chwilę dokoła niej powtarzano te same słowa. Grożono jej rękami, popychano i potrącano ją, aż znalazła się poza gęstym tłumem, otaczającym dziewczynę.
Przez chwilę Gertruda była tak rozgniewana tem zachowaniem się, że zaciskała pięści. Chciała się bronić, chciała znów dotrzeć do Rosyanki, chciała dowiedzieć się, czy istotnie była nieżywą.
»Nie ja jestem niegodna zbliżyć się do niej, lecz wy, wy wszyscy!“ wołała głośno w szwedzkim języku. „Wasza podła twarz wpędziła ją do grobu“.
Nikt nie rozumiał co mówiła i złość Gertrudy zamieniła się w straszny lęk. Boże drogi, gdyby ktoś widział był, jak się wszystko stało i powiedział to pielgrzymom! Wszyscy ci ludzie bez litości rzuciliby się na nią i zabiliby ją!
Spiesznie uciekła z tego miejca; biegła tak szybko, jak mogła, chociaż nikt nie prześladował jej. I nie zatrzymała się, aż nie znalazła się w pustej okolicy, ciągnącej się za północną stroną Jerozolimy.
Tu zatrzymała się, pociągnęła ręką po czole i położyła ręce splecione na głowie.
„O Boże! O Boże!“ zawołała. — „Czyż jestem zabójczynią? Czy naprawdę winną jestem śmierci człowieka!“
Po chwili zwróciła się ku miastu, którego wysokie, ponure mury sterczały ku niej. „Nie,