Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Widząc Halfvora przed sobą, Karina przypuszczała, że musi on ją uważać za głupią, ponieważ nie wyszła za niego, tak przystojnego i silnego mężczyznę. „Teraz stało się ze mną już tak, jak sobie pewnie życzył“ pomyślała sobie, i przyszedł tu tylko, aby się ze mnie naśmiewać“.
„Byłem w izbie i mówiłem z Eljaszem“, rzekł Halfvor. „Właściwie chciałem tylko z nim mówić“.
Karina nic nie odpowiedziała, siedziała prosto i sztywnie ze spuszczonemi oczami i złożonemi rękami i czekała na szyderstwa, jakiemi ją Halfvor obsypie.
„Powiedziałem mu, ciągnął Halfvor dalej, że czuję się po części odpowiedzialnym za jego nieszczęście, ponieważ zdarzyło mu się to u mnie w domu“. — Halfvor przerwał, jak gdyby czekał na znak zgody lub niezadowolenia; ale Karina nie ruszała się. — „Zapytałem go więc“ — ciągnął Halfvor dalej, czy nie chciałby na jakiś czas zamieszkać u mnie. Byłaby to jakaś zmiana dla niego i u mnie widziałby więcej ludzi, niż tu“.
Karina podniosła powieki, ale siedziała wciąż jeszcze nieruchomo.
„Otóż umówiliśmy się“, rzekł Halfvor, abyś go jutro do mnie przewieść kazała. Wiem, że zgadza się dlatego, bo myśli, że u mnie dostanie wódki, ale zrozumiesz Karino, że o tem nie ma ani mowy, nie dostanie u mnie ani kropli, tak samo