Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Ale to wszystko jeszcze nic złego, młody Ingmarze? — mówi ojciec, zachęcając mnie.
„Ale właśnie owego roku był nieurodzaj na polu i kartofle nie udały się, i krowy pochorowały się, tak iż myśleliśmy z matką, że lepiej będzie — odłożyć wesele na przyszły rok i widzisz ojcze, myślałem, że wesele nie jest rzeczą tak ważną, skoro już wyszły zapowiedzi; zdaje się jednak, że to były myśli przestarzałe«. — „Gdybyś był wziął żonę z naszego rodu, byłaby cierpliwie czekała< — rzekł ojciec, — „O tak — odpowiedziałem — widziałem, że Brygicie nie podobała się ta zwłoka, ale, widzicie, zdawało mi się, że niestaje mi pieniędzy na wesele. Na wiosnę dopiero mieliśmy wasz pogrzeb, a oszczędności w kasie nie chciałem ruszyć“. — „Nie, bardzo słusznie postąpiłeś, żeś chciał czekać a — rzekł ojciec. — „Bałem się jednak, że Brygita nie będzie zadowolona, że chrzciny będą przed weselem“. „W pierwzzym rzędzie trzeba myśleć o tem, czy są pieniądze“ rzecze ojciec.
»Ale Brygita z każdym dniem była coraz bardziej smutna i dziwaczna, i nie rozumiałem wcale, co się znią działo. Myślałem, iż tęskni do domu, bo kochała bardzo swych rodziców i dom swój. „To przejdzie“, myślałem, skoro się przyzwyczai. Będzie jej się z czasem podobało na ingmarowskim dworze“. Tak uspakajałem się na chwilę, lecz portem pytałem matki, dlaczego Brygita taka blada