Strona:Selma Lagerlöf - Dziewczyna z bagniska.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czekasz na mnie, tobym te okropności zniósł z lżejszem sercem.
— Nie do mnie należy czekanie na ciebie.
— Od dziś wszyscy mię będą uważali za łotra, który się upija i morduje. Chciałbym być miłym choć jednej osobie. Toby mi dodało otuchy.
— Wiesz, przecie, że zawsze o tobie dobrze myślę — rzekła Helga.
Dziewczynę opanowało jakieś słodkie uczucie. Jeszcze trochę, a już by ją zwyciężyły nalegania Gudmunda. Nie wiedziała, jak mu się wymknąć. Gudmund niczego się nie domyślał. Przeciwnie, zaczął przypuszczać, że się omylił, że go dziewczyna nie kocha. Zbliżył się do niej i świdrował ją oczami.
— Dlaczego tu siedzisz? Aby widzieć Närlundę? Prawda?
— A no tak.
— Może myślisz o niej w dzień i w noc?
— Tak. Ale nie tęskno mi do nikogo z osobna.
— Nie jestem ci miły?
— Niechcę za ciebie wyjść i tyle.
— Kogoż ty kochasz?
Helga nie odpowiedziała.
— Może Per‘a Martenssona?
— A tak! Powiedziałam przecie, że go kocham! — krzyknęła z całych sił.
Gudmund spojrzał na nią dziko.
— Jeżeli tak, to koniec. Już się więcej nie zobaczymy.
Po tych słowach rzucił się na dół, przeskakując błyskawicznie z głazu ma głaz. Wkrótce zniknął między drzewami.