Strona:Selma Lagerlöf - Dziewczyna z bagniska.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na jego niespodziewanem zjawieniem się, że stała, jak ogłuszona. Nie mogła wyjść z podziwu: Gudmund, zamiast być w kościele przy boku narzeczonej, przyszedł do lasu! A może to jego duch? Jako duch, mógł przecie ją przytulić.
Ale pocałunek Gudmunda wyrwał ją z oszołomienia. Odtrąciła go gwałtownie i zasypała pytaniami. Co robi w lesie? Czy go co złego spotkało? Dlaczego małżeństwo zerwane? Może Hildur zachorowała? A może pastor został rażony apopleksją?
Gudmund, choć pragnął z nią mówić tylko o miłości, musiał opowiedzieć wszystko, Słuchała go bardzo uważnie.
Nie przerywała mu aż do chwali, gdy zaczął mówić o złamanym nożu. Wówczas zapytała, czy to był ten sam nóż, którym się stale posługiwał za czasów jej bytności.
— Naturalnie, że ten sam.
— Ile było odłamków?
— Jeden tylko.
Heldze zaszumiało w głowie. Zmarszczyła brwi i usiłowała sobie coś przypomnieć. Ależ tak! W przeddzień swego odejścia pożyczyła od Gudmunda tego noża dla porąbania drewienek do kominka. Złamała go i już nie miała sposobności powiedzenia mu o tem. Nie zauważył, że od tego czasu nosił w kieszeni ten nóż złamany.
Podniosła głowę i chciała mu to powiedzieć. On tymczasem mówił o swej wizycie w Elvokrze. Nie przerywała i dosłuchała do końca. Dowiedziawszy się w jaki sposób rozstał się z Hildur, uznała to za tak wielkie nieszczęście, że zarzuciła Gudmunda wymówkami.
— Sam sobie jesteś winien — rzekła. Toż to musia-