Strona:Selma Lagerlöf - Dziewczyna z bagniska.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyszorowana i przygotowana na uroczystość. Robota była skończona. Czeladź siedziała przy podwieczorku. Nikt nie wspomniał o jego bytności w mieście. W ostatnich tygodniach był zupełnie wolny; mógł czynić co mu się podobało.
Usiadł przy stole, aby się napić kawy, a że była gorąca, więc ją przelewał z filiżanki na spodek i z powrotem. Matka Ingeborga, skończywszy śniadanie wzięła do ręki dziennik i zaczęła czytać głośno kolumnę po kolumnie. Gudmund, ojciec i wszyscy obecni słuchali z wielką uwagą.
Śród bieżących wiadomości znajdowała się notatka z nocy ubiegłej, donosząca o bójce między pijanymi włościanami, a robotnikami. Z nadejściem policji wszyscy się rozproszyli; jeden tylko pozostał z nich martwy na placu. Przeniesiono go na posterunek policyjny. Nie wykryto na razie rany. Starano się go docucić.
Ale nadaremnie. Wkońcu znaleziono w głowie kawał żelaziwa ze złamanego noża. Było ono wielkie i tkwiło głęboko w mózgu, ułamane przy kości czaszki. Zabójca uciekł z rękojeścią noża. Policja zapewniała, że wiedząc już, kto brał udział w bijatyce, odszuka go z pewnością.
Gudmund odstawił filiżankę i sięgnął do kieszeni. Wydobył nóż i spojrzał nań obojętnie. Nagle żachnął się i błyskawicznie schował go z powrotem. Nie tknął już kawy i znieruchomiał. Czoło pomarszczyło mu się w fałdy głębokie. Najwidoczniej silił się przeniknąć jakąś tajemnicę.
Wkońcu wstał, przeciągnął się i ziewnął. Wychodząc rzekł:
— Muszę się przejść. Nie byłem dziś na Bożym świecie.