Strona:Selma Lagerlöf - Dziewczyna z bagniska.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie zapomnę nigdy, żeś przyszedł dzisiaj — powiedziała Helga, którą wdzięczność wprawiła w głębokie pomieszanie.
— Oczywiście, dobrze się stało, żem przyszedł.
Gudmund był już spokojny i czuł wielkie zadowolenie z samego siebie.
— Teraz to chyba, wrócisz do domu? — dorzucił.
— Tak, teraz mogę wrócić.
Gudmund spostrzegł nagle, że ma dla Helgi wielką sympatję, jakiej się zwykle doznaje względem tych, którym się przyszło z pomocą.
Nie mógł się zdecydować na odejście.
— Chciałbym, abyś wróciła, zanim sobie pójdę.
— Wolałabym zaczekać, aż pójdą spać.
— Nie, wrócisz natychmiast. Trzeba coś zjeść przed spaniem.
Sprawiało mu przyjemność narzucać jej swą wolę. Poszła ku domowi, jemu zaś pochlebiło, że słucha go bez wahania. Gdy stanęła na progu, zamieniła raz jeszcze znaki pożegnania. Ledwie jednak uczynił kilka kroków, Helga go dogoniła.
— Zostań, póki nie wejdę. Łatwiej mi to przyjdzie, gdy będę wiedziała, że ty jesteś blisko.
— Owszem, pozostanę póki nie przebędziesz chwili najcięższej.
Poczem Helga otworzyła drzwi, a Gudmund zauważył, że ich nie domknęła, aby się nie oddzielać od swego opiekuna. Bez skrupułu tedy zaczął podsłuchiwać, co się działo w chacie.
Starzy przyjęli Helgę nader łagodnie. Matka ułożywszy pośpiesznie malca w kołysce, podreptała do szafy, z której wyjęła chleb i mleko.
— Chodź że jeść, — rzekła, kładąc je na stole. —