Strona:S. Napierski - Pusta ulica.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jąc człowieka — zabijając na jawie — zabija się jego sny.

Elegja. Młodo-umarli nie starzeją się wraz z nami, pozostają wiecznie młodzi; przez to coraz nam dalsi, coraz mniej zrozumiali, coraz bardziej zatarci. Śmierć użyczyła im młodości nieśmiertelnej: nie potrzeba im już naszej niemożliwej miłości; kiedy my stajemy się coraz inni, oni jakby zapominają o nas chętnie; okradziono nas, stało się to niepojęte: przetrwali poza nami.

Kamilu, zamknij oczy: posłyszysz w głowie daleki szum wierszy!

Młodość i wczesny jej liryzm: muzyka oddalonych szmerów miejskich.

Twarz optymistycznego przyjaciela: roztapiający się zwolna księżyc wesoło-obojętny.