Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tu ręką wskazał na portret, śmiech szyderczy zamarł mu na ustach, robiąc miejsce smutnej zadumie.
— Potępiłeś go w swoich poezyach — mówił ze smutkiem — za to, że zdradził chorągiew, że opuścił posterunek. A ty, ty sam... co chcesz?... co chciałeś zrobić?... Wy!... nowe pokolenie, wy młodzieńcy z jakiegoś nędznego kruszcu, z jakiejś podłej gliny jesteście ulepieni... Jad jakowyś piersi wasze trawi i życie wam truje... Nędzne pokolenie, które boleści znieść nie umié, przed życiem ucieka... Wielkie mi bohaterstwo zasnąć w mogile.
— Panie hrabio! — przemówił Iwan, korzystając z chwilowej przerwy — panie hrabio! — mówił drżącym głosem, a twarz oblewała mu się rumieńcem wstydu. — Tak, jam zawinił, ale za cóż mię znowu tak poniżasz? Czy myślisz pan, że ja wezmę za żonę kobietę wyproszoną, wyżebraną? kobietę za wasze pieniądze kupioną? Nie! nigdy, wszak powiedziała mi sama, że mnie nie kocha.
Otarł pot, wielkiemi kroplami spływający mu z czoła i mówił ciągle, w głosie czuć było coraz większą serdeczność.
— Nie zawiodłeś się panie na ludowym pierwiastku. Prawda, żem ja padł pod brzemieniem wielkiej boleści, żem był zdecydowany na czyn haniebny... Lecz, panie, jam cierpiał strasznie — bom kochał nadmiernie. Uczucie to było we mnie całym, w każdym nerwie, w każdej drobinie mej istoty. Zlałem się był z niem w jednę niepodzielną całość. A gdym zobaczył, że to złudzenie tylko, wówczas cały świat wydał mi się marą, złudą i wątek życia rwać się zaczął. Ty panie przyszedłeś i bezlitosną ręką zdarłeś maskę z mojego egoizmu. Dzięki wam, panie!
I biorąc list z rąk hrabiego, podarł go na drobne kawałki i rozrzucił je po pokoju. Zwrócił potem twarz w stronę portretu Kazimierza i wzniósł nań przed chwilą załzawione oczy, w których wyraz odwagi i pewności siebie zagościł na nowo.
— Tak! dzięki ci panie za to, żeś dopełnił względem mnie czynu, którego ja nie spełniłem względem twego syna,