Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sobie, to mój kolega, tak, tak, Ehrenfeld, Dolko... ależ panie hrabio, on był, z przeproszeniem, głupi, jak stołowe nogi.
— A czy ja ci przeczę? Głupi, to głupi, nie twoja rzecz, ale jaki ładny, śliczny, powiadam ci, jaką ma brodę w klin, a grzywkę, aż miło. Gdyby był kamerdynerem, to w Paryżu możnaby nim furorę robić...
Iwan nic już nie odpowiedział, siedział jak struty do końca obiadu.
Hrabia musiał zauważyć, jak przykre wrażenie zrobiła na nim ta kwestya, bo więcej do niej nie powracał.
Po obiedzie doktór wymówił się od czarnej kawy i cygar, poszedł do siebie; tłumaczył się tem, że musi przygotować się do jutrzejszej lekcyi z Waciem.
Gdy wyszedł, hrabia szepnął pod wąsem:
Oto licho mu nadało, zakochało się chłopczysko w naszej popadiance; nie dadzą mu jej... Zawsze dobrze, żem dostrzegł — myślał dalej — wiem, że z tem żartować nie można, muszę uważać, żeby mi się chłopiec nie zmarnował. Zapalone to jeszcze, ale materyał jest. — I zapalił fajkę, puszczając na pocieszenie ogromny kłąb dymu.
Iwan przyszedłszy do swego pokoju, ani myślał o jakowemś przygotowaniu do jutrzejszej lekcyi. Padł bezwładny na na pierwszy z brzegu fotel i siedział, oparłszy głowę na poręczy. — Straszne myśli, jak Eumenidy dręczyć go zaczęły. Poczuł w piersi jad zazdrości, niedoświadczanej dotąd nigdy w życiu. W pierwszej chwili wydało mu się, że wszystko już przepadło, że raj wymarzony rozprysnął się jak bańka mydlana, że mu już nic na świecie nie pozostaje, że koniec jego zbliża się już.
Był jednak optymistą. Wolał przyjemne złudzenie, od przykrej, bolesnej rzeczywistości. Zaczął zwolna wszystko na na lepsze sobie tłumaczyć i stopniowo twarz mu się rozjaśniała.
— Cóż że ojciec życzy sobie tego? — myślał w duszy — to jeszcze nie dowód, że i córka tego chce, zresztą ojciec nie